Andrzej Stankiewicz w niewielkim felietonie pisze o sztabie wyborczym PiS, a w istocie sztabie milionerów, bo takimi zostali po 2015 roku, gdy partia Kaczyńskego dorwała się do konfitur i miodu.

Och, używam metafor.

Gdy mafia PiS zawłaszczyła państwo, spółki skarbu państwa, budżet państwa i wszelki synekury.

Rozpieprzyli nam kraj, zdegradowali w Unii Europejskiej, rozkradli, sądownictwo przez Ziobrę jest ciągle dewastowane, a mediów publicznych nie ma, w tej chwili można je porównać do gadzinówek (jak w trakcie wojny nazywano nazistowskie media).

Ten sztab wyborczy PiS łączy tylko jedno – kasa, i rzecz jasna utrzymanie władzy za wszelką cenę, bo w innym wypadku Kaczyński i jego ferajna skończą w pierdlu. Niedomagający prezes z pewnością tam zejdzie i  spotka się na niebieskim łonie z bratem, Lechem, mającym na sumieniu 96 ofiar pod Smoleńskim.

Szefem sztabu jest Joachim Brudziński, postać, która niczego do wspólnego dobra nie wniosła. Niespecjalnie potrafiący się wyrażać. Osoba wielce odrażająca, a jego czyny są proweniencji marginesu społecznego.

Albo taki Adam Bielan (jego oficjalny majątek oceniany jest na 4 miliony zł, ale istotny jest ten, który został zadołowany w rajach podatkowych). Jego partyjka Republikanie zawłaszczyła Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, gdzie kradną setki milionów zł.

Zaczął sypać zastępca Bielana, Jacek Żalek, który został złapany na gorącym uczynku podprowadzanie milionów, więc mamy oto pierwszego swiadka koronnego.

Zanim dojdzie do wyborów wielu polityków PiS zacznie ratować dupy i wyjawiać opinii publicznej swoje opowieści o lepkich rękach.

A mamy do czynienia z niebywałym złodziejstwem i pokaczności rządzenia. To są rzędy wielkości nawet nie milionów, dziesiątków, czy setek, ale jak w wypadku Obajtka, podejrzwam, że Sasina I morawieckigo  – miliardów. Tak!

Dlatego się boją, będą oszukiwać na potęgę, przekupywać elektorat, są w stanie wysłać na ulice siły policyjne, wojsko, służby specjalne.

Felieton Andrzeja Stankiewicza >>>

PiS bez resetu

Czy to wszystko, na co stać Joachima Brudzińskiego? Wiec złożony z polityków partii rządzącej, zorganizowane grupy związkowców wysłane przeciwko Tuskowi, szczucie na Unię, Niemców i uchodźców? Niewiele. Brudziński czasu miał wprawdzie mało, ale efekt osiągnął nader mizerny.

Wiec przeniesiony naprędce i nieelegancko z Łodzi do Bogatyni kadrowano ciasno, bo szeroki plan uwidaczniał brak zainteresowania miejscowych. Pierwszy, drugi, a i trzeci rząd stanowił aktyw partyjny, na czele z Elżbietą Witek czy Jadwigą Wiśniewską. Prezes dziękował tym, którzy “musieli tu przyjechać”. Mówił to, co mówi od miesięcy, a czasem od lat – bez energii, za to nienawistnie.

Felieton Karoliny Lewickiej >>>