Teatrum PiS. Zbrodnia i kara

Przez osiem lat byliśmy uczestnikami sztuki granej w Teatrze im. Jarosława Kaczyńskiego. Teatr był to podły. Repertuar prostacki a aktorzy dobrani wg. jednego tylko kryterium: lepkich rączek.

Ten spektakl właśnie się kończy. I jest to nowa wersja Zbrodni i kary Dostojewskiego. Jak na razie zakończyliśmy dwa pierwsze akty w których miały miejsce przestępstwa. Akt III, kulminacyjny jest dopiero przed nami.

Co ciekawe, publiczność również zmieniła się. Tę przyprowadzoną na rozkaz, klaszczącą w rytm uderzeń bębenka zastąpiła ta, której przekupić się nie da. I zamiast drętwych braw aktorzy Kaczyńskiego zaczynają dostawać butelkami i starym jedzeniem. Bo ich gra przypomina -co do idei -„Wystawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna”…

Doszliśmy do punktu w którym trupa Jarosława zaczyna rozumieć, co ich czeka. Okradli kasę teatru na miliardy. Do ostatniego dnia transferowali z niej kasę dla swoich. Zamiast dawać na leczenie dzieciaków wspomagali chciwego redemptorystę. Kapelana teatru. Każdy z aktorów dostał wille lub coś podobnego dla swojej fundacji. Scenarzysta Dworczyk był tu prymusem. Wicedyrektor ds. repertuaru niejaki Gliński zaś wspierał milionami naziolskie bojówki ochraniające teatr.

Odpowiedzialny za propagandę asystent Bielan, szef radiowęzła Kurski i miejscowy „smutny typ” Brudziński dbali o to, by publika nie zadawała zbędnych pytań a w przerwach urocze panie i młodzi panowie z teatralnej młodzieżówki rozdawali wśród nich perkal, paciorki i wódkę. Doświadczenie z Ameryki Północnej nie poszło na marne…

Coś jednak nie zagrało. Afisz bowiem ciągle był ten sam. Aktorzy co drugie słowo mówili „Tusk”. A dyrektor, jakby solidnie spierdołowaciał i żądał, by cały marketing teatru skierowany był na zaspokojenie jego próżniaczego ego.

Nie zauważono tumultu na ulicy przed sceną. Nie zauważono, że publika słabiej już bije brawo. Nie zauważono, że co jakiś czas lądują na deskach zgniłe warzywa. Nie słyszano pomruków. Bo to mogłoby wyrwać dyrekcję ze stanu ekstatycznej śpiączki.

I stało się. Dyrekcja przegrała wybory. Publiczność domagała się zmian. Właściciele zadecydowali, że ekipa Jarosława nie gwarantuje zysków. A co najwyżej obciach.

Żebyście wiedzieli co się działo w kulisach, gdy owa hiobowa wieść dotarła do naszego teatru. Świątyni kulturwy i nienawiści. Oj, pięknie było. Dyrektor obudził się i zaczął barykadować teatr. Wicedyrektor postanowił zagrać jeszcze jeden spektakl, na dwa tygodnie, i ukraść co się da. Nawet zlewy z łazienek i panele z podłogi.

A dyrektor finansowy siedzi w kasie, liczy i płacze… On jedyny zrozumiał co teraz będzie.

Ten odklejony od rzeczywistości koncept Żakowskiego, który jest oczywiście powtórzeniem jeden do jednego narracji stworzonej przez spin doktorów PiS, rozprowadzanej już szeroko przez usłużnych symetrystów – to balon próbny mający sprawdzić jak opinia publiczna zareaguje na tak niedorzeczny pomysł.

Sprawdzanie przez PiS reakcji Polaków odbywa się zawsze tak samo: w tym samym czasie we wszystkich mediach, do których PiS ma dostęp zarówno funkcjonariusze tej partii, jak i kupieni, obdzwonieni lub po prostu sympatyzujący z tą partią dziennikarze powtarzają tę samą tezę. Pisowscy spece od propagandy wiedzą bowiem świetnie, że żeby pomysł się przyjął, musi być prosty, chwytliwy i brzmieć ze wszystkich ust, za każdym razem tak samo – bo tylko wtedy opinia publiczna ma szansę do niego przywyknąć.

Felieton Elizy Michalik >>>