Jest niewysoka, drobna. – Metr pięćdziesiąt w kapeluszu – mówi ze śmiechem.

Fizycznie nie jest tytanem, ale ma dużo tej wewnętrznej energii, która każe ludziom walczyć do upadłego o to, żeby było normalnie. Ma 65 lat i cały boży dzień zajęty, bo trzeba przecież praworządności w Polsce bronić, a to czasochłonne! Jak ją „zawijają” policjanci wcale się nie boi. – Jestem na nich wściekła – przyznaje. Zna parę języków obcych i od kilkunastu lat nie ma telewizora. Za to w telewizji pokazują ją często,
ostatnio bardzo często, bo stała się niejako symbolem obywatelskiej walki o Polskę i normalność w niej. – Żadna ze mnie gwiazda! – zastrzega.

O kim mowa? Oczywiście o Katarzynie Augustynek, zwanej pieszczotliwie Babcią Kasią.

Pani Katarzyna to ciepła i otwarta osoba. Rozmawiając z nią aż trudno uwierzyć, że to ona miała ostatnio, bo 21 kwietnia, pod gmachem Sądu Najwyższego nie tylko znieważać, ale też niemal pobić trzech rosłych policjantów. – Kochać to ja ich tam nie kocham – przyznaje 65-latka. – Są zbrojnym ramieniem systemu, którego nie akceptuję i który będę zwalczać, bo tak trzeba, żeby było znów normalnie – mówi z przekonaniem. – Ale krzywdy im nie zrobiłam, a oni w sądzie po prostu kłamali – podkreśla Babcia Kasia.

Artykuł o Babci Kasi >>>

Czarzasty, Zandberg i Biedroń zrobili wszystko, aby demokratyczna Polska stała się wobec autorytarnych planów Kaczyńskiego zupełnie bezbronna. Ich zachowanie po raz kolejny potwierdza, że kluczowy konflikt dzielący dziś Polskę to nie jest spór lewicy z prawicą, ale spór demokratycznego centrum z antyliberalnym populizmem – pisze Cezary Michalski.

Gorzki, ale głęboki, esej Cezarego Michalskiego >>>